Rajby u Potasiów
W Dylewie mieszkała kiedyś szczęśliwie rodzina niejakich Potasiów, obdarzona licznym potomstwem.
W Dylewie mieszkała kiedyś szczęśliwie rodzina Potasiów. Zdarzyło się, że jedna z córek miała wyjść za mąż i właśnie odbywały się rajby, czyli zaręczyny. W chałupie zrobiło się rojno i gwarno. Przyszło sporo młodzieży obojga płci. Wszyscy spokojnie czekali, aż muzykanci pokrzepią się posiłkiem. Ale kiedy zaczęli grać, zrobił się ruch i tumult. Chłopaki pobrali dziewczyny wpół, a w pierwszą parę poszedł Jaś Bałdygów z Olesią Potasiówną – para narzeczonych. Bardzo szybko w izbie zrobiło się ciasno i duszno. Muzykantom pot kroplił się na czołach, chcieli odpocząć, ale tancerze żądali wciąż więcej i więcej muzyki. W końcu całe towarzystwo przeniosło się na podwórze. A tam po polce trzęsionej i zamaszystej zatańczono powolniaka. W tańcu tym – tańczonym bardzo prędko – najlepszym tancerzem jest ten, kto chodzi tak równiutko, że szklankę wody utrzyma na głowie, nie uroniwszy ani kropelki. Tym razem do tańca ze szklanką zgłosił się Jasiek z narzeczoną. Wszyscy pozostali przystanęli by zrobić im miejsce, a on sunął równiutko po murawie, zwinnie zagarniał nogami, to znów obracał się na pięcie. Olesia w pełni dorównywała mu w zgrabności ruchów. Po kilku minutach tancerze zatrzymali się, Jasiek zdjął szklankę z głowy i wychylił ją do dna. Tak trwała zabawa do późnej nocy. Tańczono jeszcze zajączka, kowala, a na koniec konika gonionego. Gospodarz, żegnając gości, zapraszał na przyszłe weselisko. Powracający do domu rozważali jeszcze przyszłość młodych. Ktoś powiedział, że ślub jeszcze niepewny. Ale jedna z dziewczyn, dobrze poinformowana, wyjawiła, ze wesele odbędzie się niewątpliwie, ponieważ "stary Potaś dodał Jaśkowi jałówkę i dwa wieprzki…”