Regulamin | O nas | Reklama |







(logo Imagisu)                                 (logo promazovia)

Kalendarium    sierpień 2007

pn wt śr czw pt sob nie pn wt śr czw pt sob nie
      01 02 03 04 05 06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31                           




Galeria


   



Ze wspomnień Adama Chętnika: Jak Kurp orła butem upolował

Taką kiedyś snuł opowieść wójt z Kolna:

Było to pod wieczór, jesienną porą. Szedł gospodarz ze wsi Kolno do domu na noc. Żeby skrócić sobie drogę, skręcił z szosy na ścieżkę koło boru. Jak każdy Kurp, maszerował boso, a buty trzymał w reku, na patyku zawieszone. Nagle zobaczył, że coś się rusza w polu. Podszedł bliżej i stwierdził, że to jakieś stworzenie kosmate, z dużym łbem, a przygląda mu się ciekawie.

Chłop zląkł się nieco, bo już zmierzch nadchodził, więc w lesie mogły się pojawić najprzeróżniejsze strachy i diabły. Przeżegnał się dla odpędzenia zmory, ale zwierz na znak krzyża nie uciekł. Gospodarz podszedł więc śmielej do niego. Gdy był już całkiem blisko, zobaczył, że jest to duży ptak z wielkim łbem i potężnym dziobem. Chłop zbliżył się jeszcze bardziej, a na to ptaszysko zaszarżowało na niego. To gospodarza zezłościło, skoczył bliżej do zwierza, a że nie miał innej broni, to machnął butami i trafił ptaka w głowę. Zwierzę wyzionęło ducha, a chłop zabrał je do wsi. Oglądali go wszyscy ciekawie i uznali, że to orzeł, co się na puszczę zapędził.

- Myślał,, że chłop bez fuzji mu nie poradzi, a chłop jego, króla wszystkich ptaków, ustrzelił z buta. To już zdarzenie, jakich mało na świecie – dokończył wójt.

P.S. Chłop sprzedał ptaka do Łomży do wypchania. Będąc w tym mieście, Adam Chętnik poszedł do ”preparatorni” i spytał o tego orła, czy rzeczywiście był taki do wypchania. I dowiedział się, że nie orzeł to był, ale olbrzymi sęp, a także, że nie był to ptak miejscowy. Prawdopodobnie uciekł z jakiegoś zwierzyńca, był głodny i osłabiony, a może i latać w niewoli zapomniał.” I zginął marnie, jak na wielkiego ptaka nie przystało” – kończy tę opowieść Adam Chętnik.