Ze wspomnień Adama Chętnika: Jak Kurp orła butem upolował
Taką kiedyś snuł opowieść wójt z Kolna:
Było to pod wieczór, jesienną porą. Szedł gospodarz ze wsi Kolno do domu na noc. Żeby skrócić sobie drogę, skręcił z szosy na ścieżkę koło boru. Jak każdy Kurp, maszerował boso, a buty trzymał w reku, na patyku zawieszone. Nagle zobaczył, że coś się rusza w polu. Podszedł bliżej i stwierdził, że to jakieś stworzenie kosmate, z dużym łbem, a przygląda mu się ciekawie.
Chłop zląkł się nieco, bo już zmierzch nadchodził, więc w lesie mogły się pojawić najprzeróżniejsze strachy i diabły. Przeżegnał się dla odpędzenia zmory, ale zwierz na znak krzyża nie uciekł. Gospodarz podszedł więc śmielej do niego. Gdy był już całkiem blisko, zobaczył, że jest to duży ptak z wielkim łbem i potężnym dziobem. Chłop zbliżył się jeszcze bardziej, a na to ptaszysko zaszarżowało na niego. To gospodarza zezłościło, skoczył bliżej do zwierza, a że nie miał innej broni, to machnął butami i trafił ptaka w głowę. Zwierzę wyzionęło ducha, a chłop zabrał je do wsi. Oglądali go wszyscy ciekawie i uznali, że to orzeł, co się na puszczę zapędził.
- Myślał,, że chłop bez fuzji mu nie poradzi, a chłop jego, króla wszystkich ptaków, ustrzelił z buta. To już zdarzenie, jakich mało na świecie – dokończył wójt.
P.S. Chłop sprzedał ptaka do Łomży do wypchania. Będąc w tym mieście, Adam Chętnik poszedł do ”preparatorni” i spytał o tego orła, czy rzeczywiście był taki do wypchania. I dowiedział się, że nie orzeł to był, ale olbrzymi sęp, a także, że nie był to ptak miejscowy. Prawdopodobnie uciekł z jakiegoś zwierzyńca, był głodny i osłabiony, a może i latać w niewoli zapomniał.” I zginął marnie, jak na wielkiego ptaka nie przystało” – kończy tę opowieść Adam Chętnik.