Regulamin | O nas | Reklama |







(logo Imagisu)                                 (logo promazovia)

Kalendarium    sierpień 2007

pn wt śr czw pt sob nie pn wt śr czw pt sob nie
      01 02 03 04 05 06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31                           




Galeria


   



Wieloryb

Ze wspomnień Adama Chętnika.

„O różnych dziwach słyszałem na świecie i różne rzeczy widziałem, ale żeby kto orła upolował butem, a wieloryba złapał na Kurpiach – w to mało kto by uwierzył. A jednak zdarzenia takie miały miejsce, co sam na własne oczy widziałem i osobiście sprawdziłem. Było to w lipcu 1926 r. We wsi Morgowniki, leżącej u samego ujścia Pisy do Narwi, toczyło się normalne, radosne i spokojne życie. Jeden z gospodarzy, jak zwykle każdego ranka, wyprowadził do wodopoju swojego konika, który wyjątkowo lubił wodę rzeczną,. Koń radośnie bryknął w kierunku rzeki, napił się nieco, po czym wyraźnie wystraszony zawrócił i uciekł. Zastanowiło to gospodarza i postanowił sprawdzić, co też takiego zobaczyło jego konisko w wodzie. Podszedł na brzeg, spojrzał i zobaczył, że coś dużego leży na dnie i nie rusza się. Wziął kamień i rzucił w kierunku przedmiotu. Kloc poruszył się. - Sum – zawołał gospodarz i rzucił się do wody jak stał, w ubraniu, by złapać „rybeńkę”. Marzył sobie przy tym, że złowi rybę, sprzeda ją, a za uzyskane pieniądze kupi może drugiego konia. Ryba jednak okazała się silniejsza, machnęła ogonem, przedostała się na głębię, a chłopa wyrzuciła jednocześnie jak z procy pod sam brzeg. - Wieloryb! – wrzasnął gospodarz powstając i ruszył do wsi szybciej, niż jego koń. Po dotarciu do wioski opowiedział rzetelnie, co widział i radził urządzić obławę. Wkrótce z dziesięciu chłopa ze strzelbami i bosakami ruszyło ku rzece, a za nimi dwa razy tyle kobiet i dzieci. - Wieloryb do nas przypłynął, duży jak kloc! – mówiono tym, którzy nie wiedzieli. Nad rzeką powstał zgiełk nie do opisania. Osaczono głębinę, rzucano kamieniami, szturchano drągami. ”Wieloryb” wystawił łeb do góry, obejrzał się po ludziach i dał nura do wody. Ludziska oniemieli, odezwały się głosy, że to albo wieloryb, albo lucyfer, że jak świat światem takiej ryby w puszczy nie było! Szukano go jednak i wystraszano z wody aż do wieczora, a wszystko na nic. „Wieloryb” skrył się skutecznie. Na drugi dzień obławę urządzili fachowi rybacy z Nowogrodu. Jeden z nich uzbroił się nawet w harpun. Na próżno. Ryba, jakkolwiek kilkakrotnie raniona, nie dała się złapać. Potem przyjechali saperzy z Ostrołęki samochodem, rzucili w wodę kilka granatów, ale zwierz nadal się nie pokazywał. - Uciekł, albo zdechł i leży na dnie w trawie zaplątany – orzekli rybacy. Wreszcie zaniechano dalszej obławy, a po paru tygodniach zaprzestano i rozmów o „wielorybie”. Ale ten wcale nie uciekł. Przepłynął kilka kilometrów pod prąd, znalazł znaczny obszar głębokiej wody i tu wylizał się z ran. Kiedy wyzdrowiał , zaczął tęsknić do towarzystwa, ale żadna z miejscowych ryb nie chciała mieć z takim olbrzymem nic wspólnego. Postanowił więc poszukać przyjaciół gdzie indziej. Ponieważ wiedział, że nie może płynąć w dół rzeki, gdzie czekały go bosaki i harpuny, postanowił płynąć pod prąd. Zatrzymała go jednak mielizna nie do przeskoczenia. I tu zaczęła się dla niego rzecz okropna. Nie dość, że nie mógł się ruszyć, to w pobliżu ukazało się czółno z dwoma rybakami. Podpłynęli do ryby, uderzyli ją kilkakroć wiosłem, ale ona, wściekła, wywróciła łódź. Los jej jednak nie sprzyjał. Rybacy wyskoczyli w porę, a czółno wywracając się do góry dnem, przykryło jej kadłub. Jeden z rybaków usiadł na dnie łodzi, drugi zaś pobiegł po pomoc. „Wieloryba” upolowano ostatecznie kowalskim młotem. Wielkie było zbiegowisko ludzkie na oglądanie upolowanego stwora. Sprowadzono Żydów z Nowogrodu, którzy orzekli, że nie wieloryb to, ale jesiotr wyjątkowych rozmiarów! Ryba została ostatecznie, po wielu perypetiach, sprzedana do Warszawy, gdzie ją uwędzono i umieszczono w porządnym sklepie za ładną szybą wystawową. A każdy na niej zarobił. Takie były dzieje wieloryba upolowanego na Kurpiach. „Biedny jesiotrze, nasz gościu osobliwy! Przepłynąłeś morza i wielkie rzeki, a los zagnał cię w taką dziurę, jak nędzny dopływ Narwi…{} Zginąłeś od katowskiego młota i nieprędko pewnie jaki następca twój w nasze strony zawita.” – kończy swą opowieść Adam Chętnik